Pierwsza fala pandemii, wielogodzinne kolejki do szpitali i przychodzi, zamknięte szkoły, zakłady pracy, a nawet lasy… Tak wielu z nas wspomina rok 2020 – pierwszy z koronawirusem SARS-CoV2. Nie będziemy ukrywać, że i my mieliśmy wiele obaw związanych z całym dotychczasowym życiem, więc myślenie o tym czy, a jeżeli tak to gdzie spędzimy nasze wakacje przyszło wyjątkowo późno. Ale kiedy na dworze powoli robiło się ciepło, doszliśmy do wniosku, że jeżeli mamy się zarazić, to może się to stać wszędzie. I długo nie myśląc kupiliśmy bilety lotnicze na sierpień. A żeby było ciekawiej, postanowiliśmy, że pandemiczny rok będzie znakomitą okazją do odwiedzin Aten (gr. Αθήνα). I to była świetna decyzja – ale o tym później.
Oczywiście, poza stolicą Grecji nie mogliśmy odpuścić sobie wizyty na Krecie (gr. Κρήτη), więc zarezerwowaliśmy bilety na prom z Pireusu (gr. Πειραιάς). Ale po kolei. Naszą kolejną grecką przygodę rozpoczęliśmy z portu lotniczego w Pyrzowicach i po krótkim, spokojnym, dwugodzinnym locie wylądowaliśmy na największym greckim lotnisku w Atenach (gr. Διεθνής Αερολιμένας Αθηνών). Z lotniska autobusem pojechaliśmy już bezpośrednio do hotelu – zostawić walizki. Pierwszy dzień poświęciliśmy na nieśpieszne łazikowanie po Atenach – Monastiraki (gr. Μοναστηράκι), Plaka (gr. Πλάκα) – tam chcieliśmy się zagubić pierwszego wieczoru i to nam się udało!
W sumie w Atenach spędziliśmy pięć dni, z czego przez pierwsze cztery nie wypuszczaliśmy się w zasadzie poza miasto. W końcu tyle tam jest do zobaczenia – Akropol (gr. Ακρόπολη Αθηνών), Forum Rzymskie (gr. Ρωμαϊκή Αγορά), Agora (gr. Αρχαία Αγορά), Muzeum Akropolu (gr. Μουσείο Ακρόπολης), Keramejkos (gr. Κεραμεικός), Biblioteka Hadriana (gr. Βιβλιοθήκη Αδριανού), Narodowe Muzeum Archeologiczne (gr. Εθνικό Αρχαιολογικό Μουσείο), Stadion Panatenajski (gr. Παναθηναϊκό Στάδιο), Ogrody Narodowe (gr. Εθνικός Κήπος) i oczywiście obowiązkowa zmiana warty Ewzonów (gr. Εύζωνοι) pod Grobem Nieznanego Żołnierza (gr. Μνημείο του Αγνώστου Στρατιώτη). Większość obiektów zwiedziliśmy na podstawie łączonego biletu – tzw. kombo, w cenie 30 euro od osoby. Bilet jest ważny przez pięć dni, więc z łatwością można rozłożyć zwiedzanie na cały tydzień. Wtedy też zrozumieliśmy jak dobrą decyzją było podróżowanie w czasach pandemii – nigdzie nie było kolejek. Nawet Akropol był wyludniony. Nasza nauczycielka języka greckiego, kiedy pokazywaliśmy jej zdjęcia z tamtego wyjazdu nie mogła uwierzyć, że w sierpniu można zrobić zdjęcie Partnenonu (gr. Παρθενώνας) na którym nie ma ludzi! Tak, wtedy to było możliwe.
Przedostatniego dnia wynajęliśmy samochód i wyruszyliśmy na południe – najpierw do świątyni Dafni (gr. Μονή Δαφνίου), a potem do Świątyni Posejdona (gr. Ναός του Ποσειδώνα) na przylądku Sunion (gr. Σούνιο). Świątynia, szczególnie wieczorem, przy zachodzie słońca wyglądała majestatycznie i pięknie – zrobiliśmy tam zdecydowanie za wiele zdjęć. W międzyczasie zdążyliśmy jeszcze wpaść na pobliską plażę Sunion (gr. Παραλία Σούνιο) i kolację do tawerny Antigoni (gr. Ταβέρνα Αντιγόνη), którą możemy Wam szczerze polecić. Ostatni dzień poświęciliśmy na wizytę w Parku Narodowym Schinias (gr. Εθνικό Πάρκο Σχινιά Μαραθώνα), gdzie poza spacerami wśród pięknego lasu sosnowego i mokradeł, znajdziecie także cudowne, piaszczyste plaże. Po drodze do parku możecie zrobić sobie krótki, widokowy postój przy tamie Marathon (gr. Φράγμα Μαραθώνα).
Jeżeli szukacie dobrej bazy noclegowej (w rozsądnej cenie) to z czystym sumieniem polecamy hotel Victory Inn (ul. Trias 20 – gr. Τροίας 20) w dzielnicy Kipseli (gr. Κυψέλη). Od Akropolu dzieli go około czterech kilometrów, które w ciągu kilkunastu minut można pokonać autobusem (przystanek znajduje się w uliczce obok hotelu). Bliziutko stąd także do Narodowego Muzeum Archeologicznego – zaledwie 400 metrów. Hotel nie posiada zbyt wielu wygód, ale pokoje są czyste, schludne i klimatyzowane, a ceny (przynajmniej te z 2020 roku) były zachęcające. Nie powiemy Wam nic na temat hotelowego jedzenia, bo z założenia jedliśmy poza hotelem.
Tak kończyła się nasza ateńska przygoda, bo przed 23 wyruszyliśmy promem z Pireusu do Soudy (gr. Σούδα). Dla nas podróżowanie promami (ale nie tymi małymi, wycieczkowymi), jest czymś nieco magicznym. Podglądanie życia portu, śpieszących się tu i tam ludzi, ładowania towarów i pojazdów, to wszystko przypomina nam, że my jesteśmy tu tylko na chwilę. Tuż obok toczy się normalne życie, którego ten wielki prom transportowy, będący dla nas pewną atrakcją, jest normalną częścią, małym trybikiem. A potem wyjście w ciemne morze, szum silników i smród oparów diesla. Jest w tym coś magicznego! Mieliśmy wykupione bilety na siedzenia lotnicze, jednak już przy ich odbiorze w porcie postanowiliśmy dokupić kabinę. Zmęczenie po całym dniu zwiedzania i wizja całej nocy spędzonej na fotelach skłoniły nas do tego ponadprogramowego wydatku. Ι ostatecznie uważamy, że było warto. Wykorzystaliśmy noc na regenerację sił i odpoczynek.
Rano obudził nas dźwięk portowych syren – jesteśmy na Krecie! Είμαστε στην Κρήτη! Szybkie śniadanie w Grigorisie (gr. Γρηγόρης), odbiór samochodu (jak zawsze w naszym przypadku Suzuki Jimny) i zameldowanie się w naszym mieszkanku w Apterze (gr Απτέρα). Znacie je już z historii z 2021 i 2022 roku, więc nie będziemy pisać o nim zbyt wiele. Ale o jednym musimy wspomnieć – nieziemskim widokiem na zatokę Souda (gr. Κόλπος Σούδας). Kolejne dni kreteńskiej wyprawy to już częściowo znane przez nas, sprawdzone i ukochane lokalizacje – laguna Balos (gr. Παραλία Μπάλος), plaża Kedrodasos (gr. Παραλία Κεδροδάσος), Falasarna (gr. Παραλία Φαλάσαρνα), Episkopi (gr. Παραλία Επισκοπή), Rethimno (gr. Ρέθυμνο), Paleochora (gr. Παλαιόχωρα), plaża Grammeno (gr. Παραλία Γραμμένο) i wiele innych.
Oczywiście Kreta, jako największa grecka wyspa wciąż wiele ma nam do zaoferowania. Z tej wielkiej puli na ten rok wybraliśmy m.in.: Wąwóz Katholiko (gr. Φαράγγι Καθολικού), Klasztor Gonia (gr. Μονή Παναγίας Οδηγήτριας Γωνιάς), Starożytną Apterę (gr. Αρχαιολογικός χώρος της Απτέρας), Armeni (gr. Αρμένοι), Wąwóz Patsos (gr. Φαράγγι Αγίου Αντωνίου Πατσού), Ogrody Maravel Garden. Wiele razy wracaliśmy do Chanii (gr. Χανιά), leżącej przecież tak blisko od nas, że grzechem byłoby z tego nie korzystać. Zaglądaliśmy na plaże – te zupełnie puste, leżące na południowym wybrzeżu, których nieco się trzeba naszukać, ale z nawiązką wynagradzają włożony w to wysiłek. Chyba największe wrażenie sprawił na nas wąwóz Katholiko z piękną, dziką plażą zlokalizowaną na jego końcu, a także buzujący od zieleni Wąwóz Patsos. Zrobiliśmy masę zdjęć – m.in. dla Was, aby mieć potem o czym dla Was pisać w Przewodniku!
Inna sprawa o której chcielibyśmy wspomnieć to zatrważająca ilość kieszonkowców. Praktycznie przy każdej naszej podróży ateńskim metrem chciano nas okraść. Sztuczny tłum, szturchanie, rozpinanie toreb i plecaków – przerabialiśmy to wszystko. Spodziewaliśmy się tego, jednak skala nas zaskoczyła. Czy wynikało to z tego, że sumarycznie było dużo mniej turystów, więc byliśmy łakomym kąskiem? Tego nie wiemy. Wiemy natomiast, że trzeba się z tym liczyć i bardzo uważać na swoje rzeczy osobiste. Dzięki temu nas nie okradziono, jednak podróżowanie po Atenach ciągle obserwując ludzi dookoła nas było nieco męczące i odetchnęliśmy z ulgą dotykając kreteńskiej ziemi. Natomiast wyjeżdżając z Aten i podróżując po Attyce (gr. Αττική), dostrzegaliśmy coraz mniej różnic pomiędzy Kretą a Centralną Grecją (gr. Στερεά Ελλάδα). Momentami wręcz, gdyby zabrać nam mapę mielibyśmy wątpliwości w której części Grecji się znajdujemy.
Na Krecie spędziliśmy łącznie 10 dni – z początkiem września wyruszyliśmy w podróż powrotną z Chanii do Warszawy. Stamtąd już tylko pociąg do Katowic – i jesteśmy w domu! Jak zawsze opuszczając Grecję uroniliśmy łzę, wiedząc o tym, że to pożegnanie tylko na chwilę – niedługo znowu się przecież spotkamy. Z perspektywy czasu przekonaliśmy się, że podróż w czasach pandemii była nie tylko możliwa, ale i znacząco inna – lepsza od tych wcześniejszych (i późniejszych). Na Krecie obserwowaliśmy ten sam trend co w stolicy – wszędzie było dużo mniej ludzi, co dla nas akurat było miłą niespodzianką. Oczywiście – były pewne niedogodności: brak muzyki w tawernach, nocna godzina policyjna, obowiązek noszenia maseczek niemalże wszędzie. Ale przecież – jesteśmy w Grecji! A to wiele wynagradza, prawda?