b

Spinalonga

Niepozorna wysepka leżąca zaledwie kilka kilometrów od położonej na wybrzeżu Krety Plaki (gr. Πλάκα) to dziś bolesny pomnik przeszłości i jedna z najważniejszych atrakcji Krety. Niegdyś niezwyciężona twierdza wenecka, później schronienie powstańców, a ostatecznie, w XX wieku, kolonia trędowatych – ostatnie leprozorium na terytorium Europy. Spinalonga (gr. Σπιναλόγκα – długi cierń) a właściwie Kalydon (gr. Καλυδών) bo tak brzmi jej oficjalna nazwa, rocznie przyciąga ponad 400 tysięcy turystów i popularnością ustępuje wyłącznie pałacowi w Knossos (gr. Κνωσός).

Pierwsze wzmianki o tej niewielkiej wyspie (zaledwie 34 hektary powierzchni) leżącej w zatoce Elounda (gr. Κόλπος της Ελούντας) pochodzą jeszcze z czasów minojskich, kiedy znajdowało się tu jedno z ważniejszych miast-państw: Olous (gr. Ὄλους). Osada na skutek ruchów płyt tektonicznych w IV wieku została zatopiona i do dziś znajduje się pod wodą. Przy dobrej pogodzie i łagodnym morzu dostrzec można prześwitujące przez taflę morza ruiny. W ostatnich latach Greckie Ministerstwo Kultury i Sportu (gr. Υπουργείο Πολιτισμού και Αθλητισμού) prowadziło podwodne badania stanowiska archeologicznego, których głównym celem była eksploracja i inwentaryzacja zabytków. Po obu stronach Przesmyku Poros (gr. Πόρος), w czasach starożytnym będącego centrum miejskiego życia, odkryto pozostałości osady – m.in. fragmenty doku i platformy ładunkowej (świadczące o działalności żeglugowej miasta), a także część murów miejskich.

W 1579 roku wyspa została przekształcona w fort (gr. Φρούριο Σπιναλόγκας). Wenecjanie, zmotywowani tym jak kilka lat wcześniej Turcy odebrali im Cypr, rozpoczęli budowę fortecy, mającej bronić zatoki i zbudowanych w niej salin (gr. Αλυκές Ελούντας, które były szczególnie ważne z powodów handlowych). Twierdza została zaprojektowana przez Genese Bressaniego i Latino Orsiniego zgodnie z systemem fortyfikacji bastionowych i nigdy nie została zdobyta – m.in. dzięki 35 potężnym działom w które była wyposażona. W czasie wojny kreteńskiej (1645-1669) uchodźcy i powstańcy z Krety wykorzystywali twierdzę jako swoją bazę. Kiedy w 1669 roku wojska osmańskie ostatecznie zdobyły Heraklion (gr. Ηράκλειο) obrońcy Spinalongi nie poddali się i dalej bronili wyspy, mając nadzieję na stopniowe odzyskanie Krety w przyszłości. Wyspa została ostatecznie przekazana Turkom dopiero na mocy traktatu pokojowego w 1715 roku, kiedy szans na pokonanie okupanta już nie było.

W początkowym okresie Turcy zmarginalizowali znaczenie wyspy i traktowali ją jako miejsce wygnania. Później powstała tu osmańska osada. Pod koniec XIX wieku port Spinalonga uzyskał licencję na międzynarodowy handel eksportowy, co spowodowało wzrost liczby mieszkańców – głównie kupców i żeglarzy. Szacuje się, że w 1834 roku na wyspie na stałe mieszkało 80 rodzin, a w 1881 roku było ich już 227. Do dziś zachowały się zabudowania z tego okresu – m.in. dwupiętrowe domy z wysokimi murami, oraz sklepy z wysokimi drzwiami i oknami. Życie na wyspie zostało przerwane z powodu wiatru zmian politycznych z 1897 roku. Wtedy na wyspie zainstalował się garnizon francuskich sił zbrojnych, co zmusiło mieszkańców do migracji. Do 1903 roku wszyscy Turcy opuścili Spinalongę.

W 1903 roku po uzyskaniu niezależności, władze Krety zgromadziły wszystkich trędowatych mieszkających w pobliżu dużych osad miejskich i przeniosły do opuszczonych, osmańskich budynków na Spinalondze. W ten sposób wyspa stała się domem dla cierpiących na chorobę Hansena. Początkowo mieszkali tu wyłącznie obywatele Krety, jednak od 1913 roku zaczęto przysyłać chorych z całej Grecji. Izolowano tu ludzi wykluczonych ze społeczeństwa, którzy wcześniej koczowali pod murami miast czy w jaskiniach. Władze wyspy uważały utworzenie leprozorium za humanitarny sposób pomocy trędowatym. Rzeczywistość daleka była jednak od ich wyobrażeń. Szacuje się, że przez Spinalongę przewidęło się około 2000 hansenów, choć niektórzy uważają że liczba ta jest zawyżona.

Choroba Hansena, znana lepiej jako lepra lub trąd to przewlekła, zakaźna choroba wywoływana przez prątki Mycobacterium leprae odkryte w 1873 roku przez norweskiego mikrobiologa Armauera Hansena. Występuje w dwóch postaciach: lepromatycznej (zaraźliwej, o objawach w postaci guzowatych krost, prowadzących do deformacji tkanek i uszkodzeń kości), oraz tuberkuloidowej (mniej zaraźliwej, ale groźniejszej – początkowo powodującej plamy na skórze, a stopniowo prowadzącej do utraty czucia, zwyrodnień i utraty tkanki). Przez wiele lat (od 5 do 20) zakażenie przebiega bezobjawowo (dlatego wielu Greków kiedy zaczynały pojawiać się pierwsze objawy ukrywało je przed otoczeniem). Do 1949 roku choroba była nieuleczalna. Pod koniec pierwszej połowy XX wieku wynaleziono dapson – najprostszy z klasy sulfunów środek antybakteryjny. Jego skuteczność nie była jednak wysoka. Kolejne lata przyniosły odkrycie antybiotyków – ryfampicyny i klofazyminy, które z sukcesem włączono do leczenia trądu, jako terapię wielolekową. WHO podaje, że w 2019 roku na całym świecie odnotowano 202 256 przypadków tej choroby.

Ostatnie lata stałej obecności ludzi na Spinalondze to historia pełna cierpienia, bólu i śmierci. W początkowym okresie istnienia leprozorium życie na wyspie było prawdziwą udręką. Nie było tu żadnej opieki lekarskiej, brakowało leków, czystej wody, środków dezynfekcyjnych, a przede wszystkim nadziei. Chorzy sami opiekowali się sobą nawzajem, sami grzebali swoich zmarłych i sami musieli poszukiwać żywności. Dopiero w 1937 roku na wyspie powstał szpital dla trędowatych, z kadrą lekarską, pielęgniarską a przede wszystkim – z państwowym finansowaniem. Stopniowo modernizowano budynki w których mieszkali chorzy. W 1939 roku wysadzono większość murów miejskich, aby stworzyć drogę łączącą całą wyspę. W tym samym okresie powstała także Plaka – leżące na wybrzeżu Krety miasto, które miało być łącznikiem z leprozorium. Z czasem na wyspie narodziła się prawdziwa społeczność miejska. Powstały warsztaty, sklepy, kościoły, a nawet tawerny, wydawano także lokalną gazetę. Zawierano małżeństwa, lecz zdrowe dzieci odbierano rodzicom i przewożono na stały ląd.

W czasie II Wojny Światowej naziści nie odważyli się zaatakować Spinalongi. Ponadto cały obszar przybrzeżny wokół półwyspu Elounda został potężnie ufortyfikowany, w obawie przed możliwą inwazją wojsk Brytyjskich z tego kierunku. Dzięki tym działaniom trędowaci cieszyli się względnym spokojem, jednak cierpieli na ustawiczny niedobór żywności. Na wyspie prowadzono nielegalną rozgłośnię radiową, w której ówczesny dyrektor szpitala – Grammatikakis tłumaczył i retransmitował wiadomości wojenne z Londynu i Kairu.

Wreszcie, w 1957 roku, wraz z odkryciem antybiotyków, kolonia trędowatych została zamknięta, a wyspa stopniowo pustoszała. Chorych przenoszono do szpitala dla trędowatych Agia Varvara w Atenach (gr. Νοσοκομείο Λοιμωδών Νόσων στην Αγίας Βαρβάρας), gdzie wciąż żyli w swoistym getcie, lecz przynajmniej w nieco lepszych warunkach. Mimo że wolno było im opuszczać teren szpitala, to nie czynili tego chętnie – większość Greków wciąż się ich bała i traktowała z dystansem. Zgodnie z Greckim Kościołem Prawosławnym, za zmarłych należy się modlić 40 dni, 6 miesięcy, rok, trzy i pięć lat po śmierci. W leprozorium, tradycja została podtrzymana – ostatnim mieszkańcem wyspy był pop, który po spełnieniu obowiązku wobec tu pogrzebanych opuścił Spinalongę dopiero w 1962 roku.

W latach 70 ubiegłego wieku, wraz ze wzrostem zainteresowania turystycznego Spinalongą, władze Krety zaczęły systematyczną renowację starych domów i fortyfikacji, oraz rozbiórkę budynków szpitala. Dziś wyspa jest jedną z najważniejszych, i najlepiej zachowanych twierdz na Morzu Śródziemnym. Każdego roku, poza turystami wyspę odwiedzają także pielgrzymi, modlący się za swoich bliskich zmarłych.

W 2005 roku brytyjska pisarka Victoria Hislop napisała romantyczną powieść „Wyspa” której akcja toczy się na Spinalondze i odwołuje się do części wydarzeń z okresu istnienia leprozorium. Książka przez 24 tygodnie znajdowała się w pierwszej dziesiątce bestsellerów i została przetłumaczona na ponad 15 języków. Mimo że nie jest to książka historyczna, to dzięki jej popularności Spinalonga zaistniała w oczach międzynarodowej opinii publicznej.

Przejmującym świadectwem cierpienia mieszkańców Spinalongi są także opublikowane w 2007 w greckiej gazecie „To Ethnos” (gr. Το Έθνος) roku wspomnienia Manolisa Foundoulakisa. Foundoulakis przeżył koszmar wyspy oraz późniejszego pobytu w Atenach. Został sekretarzem generalnym Stowarzyszenia Hansena walcząc o poprawę warunków bytowych na wyspie oraz modernizację metod leczenia trądu. M.in. na podstawie tych wspomnień, oraz współpracy z Mauricem Bornem – szwajcarskim entologiem zajmującym się tematem leprozorium od 1968 roku powstała znakomita książka autorstwa Małgorzaty Gołoty – „Spinalonga. Wyspa Trędowatych”. Poniżej przytaczamy fragmenty wywiadu z Autorką które pokazują, że prawdziwa historia wyspy jest znacząco inna od tego, co wielu przewodniktów serwuje turystom podczas zorganizowanych wycieczek:

Kiedy pisałam książkę o Spinalondze, nie mogłam uwierzyć, że w Grecji, państwie należącym do Unii Europejskiej, chorujący na trąd wciąż są stygmatyzowani. Oficjalnie diagnozuje się tam wprawdzie zaledwie kilka przypadków rocznie, ale możliwe, że o kolejnych nie wiemy, bo wielu chorych nie zgłasza się do lekarza w obawie przed wykluczeniem społecznym. A przecież są kraje, gdzie rocznie diagnozuje się nie kilka, ale kilkaset tysięcy nowych przypadków tej choroby. WHO od wielu lat apeluje, by edukować ludzi, że trąd jest zwykłą chorobą bakteryjną, którą można szybko i skutecznie wyleczyć. Takie podejście sprawiło, że w Grecji, i nie tylko, stygmat choroby skazywał ludzi na potworne cierpienie. Zdrowi nie chcieli ich oglądać, bo brzydzili się zniekształconych i zdeformowanych twarzy i ciał. Z powodu tej odrazy i z obawy przed zakażeniem składali na nich donosy, a donos równał się przymusowemu zesłaniu na Spinalongę i wymazaniu śladów ich istnienia ze wszystkich dokumentów. Formalnie chorzy na trąd z chwilą zdiagnozowania tracili dotychczasową tożsamość. Niszczono akty urodzenia i inne dokumenty, tak by po chorym na trąd nie pozostał żaden ślad w historii. Ludzi z trądem de facto uznawano za umarłych. Wiadomo było, że zesłani na Spinalongę nigdy już nie wrócą do społeczeństwa.

Pierwsze trzy dekady funkcjonowania leprozorium są bardzo słabo udokumentowane. Ludzie, którzy zostali tam zesłani, byli w większości biedni, nie potrafili pisać, nie zostawili swoich świadectw. Ale w 1936 roku na Spinalongę przybył Epaminondas Remoundakis – jeden z niewielu mieszkańców leprozorium, których imię i nazwisko jest dzisiaj znane. Pochodził z dobrze ustosunkowanej i dość dobrze sytuowanej rodziny, studiował prawo i postanowił, że swoje zesłanie na wyspę, tak jak i wszystkie swoje umiejętności i kontakty, wykorzysta dla dobra i ocalenia pamięci o pacjentach. To dzięki jego dziennikom znamy realia panujące na wyspie w latach 30. XX wieku, a także wspomnienia chorych z początków funkcjonowania kolonii.

Przeszło 30 lat później, bo w 1972 roku, do Remoundakisa trafił Maurice Born. To szwajcarski socjolog, który zajmował się badaniami na temat zachowań ludzi pozostających w długotrwałej izolacji. Remoundakis opowiedział mu całą historię Spinalongi, a Born dodatkowo odnalazł poniewierające się wtedy na wyspie dokumenty dotyczące leprozorium. Potem pluł sobie w brodę, że ich po prostu nie zabrał, bo przepadły bezpowrotnie. Rząd grecki nie tylko o nie nie zadbał, ale z premedytacją je zniszczył, tak przynajmniej twierdził Maurice. Na szczęście sfotografował większość tych papierów. W końcu, kolejne dziesięciolecia później, bo w 2018 roku, do Borna trafiłam ja i poznałam całą historię. Zdążyłam, bo Maurice już nie żyje. Zmarł rok temu, w lipcu.

Kiedy zbierałam materiały do książki i próbowałam rozmawiać z Grekami, nasuwały mi się skojarzenia z Jedwabnem. Wszyscy na Krecie wiedzą, czym była Spinalonga, a większość ludzi o nią pytana mówi, że albo nie wie, albo nie pamięta, albo „to było dawno, po co do tego wracać”. Przypuszczam, że jest im wstyd. Bo wiedzą, że dla chorych na trąd można było zrobić więcej, cokolwiek, by uczynić ich życie godnym. A tymczasem nikt nic nie zrobił. Ani rząd, ani Kościół, ani grecka opinia publiczna.

Remoundakis był pierwszą osobą, która zawalczyła realnie o godność mieszkańców Spinalongi. Trafił na wyspę prosto z Aten, z uniwersytetu, ze świetnego środowiska. Zastał na niej chaotyczne zgrupowanie ludzi chorych, poddających się totalnej beznadziei, zajmujących się rzeczami, które nie miały żadnego znaczenia w perspektywie ich zdrowienia i komfortu życia. W swoim dzienniku zanotował, że w aptece brakowało lekarstw i bandaży, pacjenci sami opatrywali rany, używając do tego skrawków starej bielizny. Okłady robili z mydła zmieszanego z cukrem i liśćmi lebiodki kreteńskiej pokrytego oliwą z oliwek, aby zmniejszać stan zapalny. Do końca wojny jedyne lekarstwa, jakie im oferowano, to aspiryna w proszku, jod, nadtlenek wodoru, laudanum, kwas borowy, wazelina i nieregularnie dostarczane preparaty z olejem czaulmugrowym, który uważano za lekarstwo na trąd, choć mało skuteczne. Niebawem po przybyciu na wyspę, po wielkanocnym nabożeństwie, Nondas odwiedził każdego jej mieszkańca. Niektórych zastał pogrążonych w beznadziei, smutnych i niedołężnych. Poczęstował ich skromnymi smakołykami, w innych domach to on był częstowany. Wędrując od domu do domu, chciał, by mieszkańcy Spinalongi poczuli, że są święta. Jako człowiek wykształcony, obyty i bardzo inteligentny wiedział, że wspólnotowe struktury społeczne sprawiają, że zyskujemy podmiotowość. Potrzebujemy norm, zwyczajów, tradycji i porządku i on je na Spinalondze odtworzył. Potem każde kolejne święta były na wyspie celebrowane zgodnie z tradycją. Nikt nie spędzał ich sam. Przed jedną z kolejnych Wielkanocy Remoundakis zarządził zbiorowe bielenie domów wapnem, zdobył na to pieniądze z pomocą administracji wyspy. Chorzy sami wyczyścili ulice, usuwając z nich śmieci i kurze odchody. Jako prawnik wiedział też, że musi stworzyć organizację, która będzie mogła reprezentować interesy chorych. Założył Bractwo Trędowatych Spinalongi imienia Świętego Pantelejmona, które utrzymywało się ze składek członkowskich. I z tych składek pacjenci właśnie dofinansowali m.in. kupno żwiru, cementu i wapna, którymi wylali nowe nawierzchnie ulic. Za sprawą Remoundakisa zaczęli działać, walczyć o lepszy byt, odzyskali nadzieję albo przynajmniej wiarę w to, że jednak mogą żyć lepiej.

Chorzy otrzymywali od rządu zasiłek. Gdyby byli wolnymi ludźmi, codziennie mogliby sobie za tę sumę kupić cztery, pięć bochenków chleba. Jednak chłopi z sąsiedniej Plaki i okolicznych wiosek, wiedząc, że trędowaci nie mają wyjścia i są zmuszeni kupować jedzenie od nich, zawyżali ceny. Za namową Remoundakisa pacjenci stworzyli więc spółdzielnie konsumentów i rozbili monopol zaopatrujących targ chłopów. A to był dopiero początek zmian na wyspie. Chorzy sami przenieśli najbardziej niedołężnych mieszkańców leprozorium do domów położonych w pobliżu ulicy, którą wcześniej wyrównali. Doprowadzili do zatrudnienia w kolonii dwóch dyplomowanych pielęgniarek, których obecność – w połączeniu z dziesięcioma praczkami – poprawiła codzienny komfort pacjentów. Remoundakis powiedział później Bornowi: „Stworzyliśmy na Spinalondze idealne społeczeństwo socjalistyczne”. Było to społeczeństwo oparte na wspólnocie, której nam współczesnym tak brakuje. Ta historia natomiast jest przykładem tego, jak wiele jesteśmy w stanie zdziałać jako grupa, która jest solidarna i wspiera się bez względu na wszystko. I o sile jednostki, która taką grupę może zmotywować do osiągnięcia niemożliwego.

Formalnie do opieki nad pacjentami od początku istnienia leprozorium był przydzielony lekarz. Znamy jednak nazwiska tylko dwóch z nich. Od 1907 do 1911 roku lekarzem prowadzącym i dyrektorem leprozorium był Dimitris Grammatikakis, ale niewiele o nim wiemy. O wiele więcej wiadomo o Emmanouilu Grammatikakisie, który na tym stanowisku pracował od 1924 aż do 1957 roku. Emmanouil Grammatikakis nie mieszkał na Spinalondze, choć prawo mówiło, że powinien był tam przebywać 24 godziny na dobę. Jego dom znajdował się w Place, rybackiej wiosce, którą od wybrzeży Spinalongi dzieli jakieś 300 metrów. Nie cieszył się sympatią pacjentów.

Dodam, że nie wszyscy uwięzieni na Spinalondze byli chorzy. Na wyspie umieszczano też np. osoby cierpiące na bielactwo nabyte czy inne dermatologiczne schorzenia, mylnie biorąc je za trąd. Byli tam też ludzie kompletnie zdrowi, którzy po prostu komuś podpadli. Najczęściej zdrowe były również dzieci urodzone na wyspie. Dopiero w latach 30. rząd grecki zdecydował, że kilkuletnie maluchy – jeśli nie wykryje się u nich trądu – będą zabierane chorym rodzicom i oddawane do adopcji. Ze Spinalongi zabierano więc malców do specjalnego sierocińca w Atenach, skąd później trafiały do nowych domów. Szacuje się, że w ten sposób adoptowano około tysiąca dzieci, choć bardzo często ich rodzice adopcyjni nie wiedzieli, że dziecko, które wychowują, urodziło się na Spinalondze. Taka wiedza była wręcz niepożądana. Z powodu stygmatyzacji, społecznego wykluczenia, jakie spotykało każdego chorego na trąd na równi z jego rodziną. Kiedy jeden z małżonków zachorował i został zesłany na Spinalongę, samo to, że przysyłał rodzinie listy, stawało się dla niej przyczyną odrzucenia przez sąsiadów i najbliższe otoczenie. Listy były oznakowane pieczątką z literą „D”, co potwierdzało, że zostały zdezynfekowane. Tylko w przypadku trądu w ten sposób oznaczano korespondencję. Ze strachu przed społecznym ostracyzmem wiele rodzin prosiło swoich bliskich chorych, by się z nimi nie kontaktowali. Inni zmieniali miejsce zamieszkania, by nikt z sąsiadów nie wiedział, że mają w rodzinie trędowatego. Nie bez powodu mówi się, że trąd to choroba rozdzielająca.

Według autorów Biblii trąd jest karą boską za grzechy, kłamstwo, cudzołóstwo. Miriam stała się trędowata po tym, gdy podważała misję Mojżesza, Ozjasz – bo złamał zasady kultu, a Gechazi dlatego, że okłamał Elizeusza. W buddyzmie trąd to kara za grzechy popełnione w poprzednim wcieleniu. Starożytni Persowie uznawali trąd za karę, jaką musi ponieść człowiek, który zgrzeszył przeciwko słońcu. To oni zresztą już 600 lat przed naszą erą ustanowili prawo, wedle którego chorych należało wypędzać z miasta. Katoliccy biskupi myśleli podobnie i na synodzie w 583 roku polecili światu chorych na trąd izolować.

Mimo wynalezienia lekarstwa na trąd i decyzji o zamknięciu leprozorium, wyleczeni z trądu ludzie trafiają do kolejnego ośrodka – w Atenach. Małgorzata Gołota tłumaczy, dlaczego nie wrócili do swoich domów:

A dokąd mieli wtedy wrócić? Byli brzydcy, kalecy, zdeformowani. Nikt ich nie chciał zatrudnić, bo rząd opublikował ustawę zakazującą wykonywania im wielu zawodów. Rodziny nie chciały ich przyjąć, bo przecież trędowaty to grzesznik, na którym ciąży klątwa. Do dziś ani grecki rząd, ani Kościół nie przeprowadziły solidnej akcji edukacyjnej, z której ludzie dowiedzieliby się, że trąd jest zwyczajną bakteryjną chorobą, którą się leczy, a nie żadną karą za grzechy. Nie zrobiono tego zresztą w żadnym kraju, w którym trąd do dziś jest wyzwaniem dla zdrowia publicznego. Może dlatego, że trzeba by jasno i wprost powiedzieć ludziom, że Biblia się myli.

Poza tym mówimy o ludziach, którzy przez dziesiątki lat, niektórzy nawet pół wieku, byli izolowani od świata. Jak mieli tak po prostu płynnym ruchem wejść w tryby społecznego funkcjonowania? Ci ludzie potrzebowali chociaż podstawowego wsparcia, którego jednak nikt im nie udzielił. Dlatego osiedlili się w następnej kolonii – w stacji dla trędowatych w ateńskim szpitalu Agia Varvara, gdzie czekały na nich kolejne upokorzenia. Stacja była przeludniona. Zamiast 300 osób mieszkało w niej wtedy około tysiąca. Zresztą stwierdzenie „mieszkało” jest nadużyciem. Przybyli ze Spinalongi sami musieli zbudować sobie domy. To tak, jakby ci ktoś powiedział: masz tu trawnik, możesz się urządzić. Na tych trawnikach sami stawiali dla siebie baraki, w których przez kolejne lata mieszkali.

A w międzyczasie opustoszała Spinalonga staje się łupem dla grabieżców:

Mieszkańcy okolicznych wysp i turyści przez lata profanowali groby. Wyjmowali z nich kości i fotografowali się z nimi. Szukali kosztowności. Trędowaci z racji rządowego zasiłku byli uważani za ludzi majętnych. Pieniądze i to, w jaki sposób zmieniają ludzką perspektywę, to w ogóle bardzo ważny wątek w tej książce. Na okolicznych wyspach funkcjonował przez długi czas handel wymienny usług i towarów, aż nagle pojawili się ludzie z realnymi pieniędzmi. W ludzkiej pazerności dostrzegam kolejny dramat hansenów. Wiesz, że mieszkańcy Plaki i innych wysp prosili ich na chrzestnych dla swoich dzieci, bo zgodnie z greckim obyczajem chrzestni współfinansują wychowywanie dziecka?

Przecież nawet nie chcieli na nich patrzeć – pyta dziennikarz. Tak, i myślę, że chorzy na trąd doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Ale mimo wszystko ci spragnieni normalności i kontaktów społecznych ludzie przyjmowali rolę chrzestnych, nie trzymając dzieci do chrztu, ale finansując przyjęcie po uroczystości, a potem wychowanie i kształcenie chrześniaków, których niejednokrotnie nie widzieli na oczy. Wiele robili, żeby się wkupić w łaski zdrowych. W czasie wojny na tratwach zrobionych ze stołowych blatów przywozili mieszkańcom Plaki jedzenie. W obliczu głodu dzielili się z nimi swoimi racjami, jakie dostali od okupujących Grecję Włochów, a potem Niemców.

A kilkanaście lat później ci sami mieszkańcy Plaki pisali donosy na opuszczających Spinalongę już wyleczonych hansenów. Nie chcieli ich widzieć w swoich kawiarniach. Podpisywali się pod petycją, by nie zamykać leprozorium. Stał za tym z pewnością czynnik ekonomiczny, który nie został jednak nazwany wprost. Nikt nie powiedział: „Nie uwalniajcie ich, bo my stracimy rynek zbytu”. Każdy, kto pozna całą historię wyspy, zrozumie, dlaczego dziś chorzy na trąd nie chcą mieć z nami, zdrowymi, nic wspólnego. Jako społeczeństwo, globalnie, wypadamy w tej historii wyjątkowo prymitywnie. I Plaka, i Spinalonga żyją dzięki turystom, którzy przyjeżdżają zobaczyć wyspę trędowatych. W tawernie z widokiem na dawne leprozorium można zjeść sałatkę Spinalonga albo skosztować deseru o tej samej nazwie. Turyści robią sobie selfie na tle opuszczonych domów i kąpią się w morzu przy brzegu wyspy. Niesprawiedliwością wobec pamięci jest to, że grecki rząd na to pozwala. Gdyby w Grecji jasno powiedziano, że Spinalonga jest miejscem pamięci, nie byłoby tam kąpielisk i snack barów. Ale lokalsi na Krecie nie widzą w tym problemu. Właścicielka wspomnianej tawerny w Place powiedziała mi wprost – daję ludziom to, czego chcą.

Niech przytoczony wywiad oraz tragiczna historia Spinalongi sprawią, że następnym razem spojrzycie na nią inaczej. Historia wyspy jest bagatelizowana – na pierwszy plan wysuwa się przede wszystkim jej krajobraz i malowniczość.  Wydaje się, że wielu Greków obawia się, że ten swoisty obóz koncentracyjny, w którym setki ludzi żyło w ubóstwie, cierpieniu i społecznym wykluczeniu, które nigdy – nawet po wyleczeniu trądu – się nie skończyło, zepsuje idylliczną atmosferę tego miejsca. A przy okazji zmniejszy dochody płynące z ruchu turystycznego. Odwiedzając wyspę pamiętajcie o tych tragicznych momentach w jej historii i postarajcie się to uszanować. Stąpanie po prostych, betonowych płytach nagrobnych, pod którymi chowano zmarłych na miejscowym cmentarzu i fotografowanie się na ich tle nie jest najlepszym pomysłem. A podsumowaniem historii Spinalongi niech będzie fragment wspomnień Epaminondasa Remoundakisa Vies et morts d’un Crétois lépreux przełożonych z greckiego i wydanych po francusku nakładem wydawnictwa Anacharsis w 2015 roku:

Minęło już trzydzieści sześć lat, odkąd trafiłem do więzienia, choć nie popełniłem żadnego przestępstwa. Przez wszystkie te lata rozmawiało ze mną, z nami wielu ludzi. Niektórzy z nich robili nam zdjęcia, inni chcieli o nas pisać, jeszcze inni kręcili filmy. Wszyscy ci ludzie składali nam obietnice, których potem nie dotrzymywali. Zdradzili nas. Żadna z tych osób nie przekazała światu tego, na czym nam zależało. Nie powiedziała prawdy. Nie chcemy być znienawidzeni. Wszystko, czego potrzebowaliśmy kiedyś i czego dziś potrzebujemy, to miłość. Chcielibyśmy być kochani i akceptowani jako ludzie, którym przytrafiło się nieszczęście. Nie chcemy być zjawiskiem, innym gatunkiem człowieka. Mamy te same sny co wy. Dlatego nie zaliczajcie nas do innego, osobnego świata. Czy wy, jako cudzoziemcy, będziecie inni? Czy powiecie prawdę, czy udekorujecie swoje nagrania kłamstwami? Na Spinalondze duch stworzenia nie istniał. Każdy, kto kiedykolwiek wszedł na wyspę, wchodził tam z perspektywą śmierci, bez nadziei. Dlatego mieliśmy dusze z lodu. Łzy i rozłąka zdarzały się w naszym życiu codziennie. Abyście dziś mogli poczuć dokładnie to, co my czuliśmy kiedyś i co wtedy się działo na wyspie, powiem wam tak: na Spinalondze wzniesiono przeciwko nam ogromną ścianę oszczerstw. Wszystko po to, by inni, zdrowi, postrzegali nas jako inne od siebie istoty, za dziwne stworzenia. Do tego stopnia, że gdy w 1938 roku biznesmen Papastratos zaoferował nam telefon, administracja wyspy zrobiła wszystko, aby nie zainstalować go na Spinalondze. Telefon uwolniłby nasz zamknięty na wyspie głos, pełen irytacji wobec wszystkich niesprawiedliwości, jakich się wobec nas dopuszczano. To życie było cierpieniem, a jednak ja sam mówię dziś: lepiej było żyć na Spinalondze niż mieszkać tu i widzieć, jak to godne pożałowania państwo okłamuje ludzi, których kochamy.

Przechadzając się ulicami Spinalongi, zatrzymaj się i wstrzymaj oddech. Z małego domu obok ciebie usłyszysz lament jakiejś matki, płacz siostry lub westchnienie mężczyzny. Niech dwie łzy spłyną z twoich oczu, a zobaczysz miliony łez, które zalały tą drogę.

zd
Spinalonga. Zdjęcie z zasobów portalu cretanbeaches.com

Źródło: fragmenty wywiadu z Małgorzatą Gołotą zaczęrpnięto ze strony wyborcza.pl, fragmenty wspomnień Epaminondasa Remoundakisa pochodzą ze strony: ciekawostkihistoryczne.pl

Cześć! Γεια σου!

Zapisz się do newslettera, a już nigdy nie przegapisz nowych wpisów w Przewodniku!

Obiecujemy - nie będziemy wysyłać spamu! Jeżeli masz wątpliwości, to zajrzyj do naszej polityki prywatności.

x

Wąwóz Imbros

Trzeci pod względem popularności wąwóz na Krecie, ustępujący jedynie wąwozom Samaria (gr. Φαράγγι Σαμαριάς) oraz św. Ireny (gr. Φαράγγι Αγίας Ειρήνης). Wąwóz…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Może Cię także zainteresować...