Co jednoznacznie kojarzy się z południową Kretą? Dzikie, puste plaże oraz miasteczka, do których samochodem nie da się dotrzeć. W tym wpisie wkupimy się na tym drugim i zajrzymy do Loutro (gr. Λουτρό) – małej, rybackiej wioski leżącej na przylądku Mouri (gr. Μουρί), nieco ponad 70 kilometrów od Chanii (gr. Χανιά). Niegdyś w przewodnikach pisano że Loutro to miejsce dla tych, którzy swoje wakacje chcą spędzić z dala od tłumów, w ciszy i spokoju. Cóż, dziś to już nie do końca prawda, ale o tym opowiemy Wam nieco później.
Loutro zawdzięcza swoją dzisiejszą nazwę od odnalezionych niedaleko miasta łaźni (το λουτρό – łaźnia, łazienka, umywalnia). Niegdyś jednak mieścina ta najprawdopodobniej znana była pod nazwą Feniks i była znaczącym portem wzmiankowanym nawet w Dziejach Apostolskich (Dz 27,12), oraz w dziełach starożytnych autorów, między innymi Ptolemeusza czy Strabona. Taką interpretację historii zaproponował w 1856 roku James Smith, który uważał że to właśnie tutaj – na zachodnim brzegu przylądka Mouri znajdował się ów biblijny port. Poza historycznym tłem samego miasta w jego okolicy nie znajdziemy zbyt wielu zabytków – jedynie ruiny cystern gromadzących wodę dla pobliskiego Anopoli (gr. Ανώπολη) oraz pozostałości fundamentów domów datowane na przełom okresu rzymskiego i bizantyjskiego. W samym mieście warto zwrócić uwagę na szkołę podstawową stojącą tuż przy plaży z której korzystał pierwszy rząd w 1821 roku. W tym roku z inicjatywy regionu Sfakia (gr. Σφάκια) powstał także szpital który uratował tysiące rannych bojowników walk o niepodległość Krety. Nie przetrwał on jednak do dzisiejszych czasów.
Przez kolejne dziesięciolecia XX wieku Loutro pozostało małą, senną osadą do której docierali tylko nieliczni. Brak połączenia drogowego skutecznie odstraszał z miasta masową turystykę. I prawdopodobnie wtedy też powstały opisy z przewodników, które przytoczyliśmy na początku tego wpisu. XXI wiek diametralnie zmienił jednak sytuację. Loutro ciche i spokojne staje się tylko na chwilę – wczesnym rankiem, zanim przypłyną łodzie wycieczkowe i późnym wieczorem, kiedy ostatni turyści opuszczą to miejsce. Wtedy, przy odrobinie szczęścia można jeszcze odnaleźć tu klimat ubiegłego stulecia. W ciągu dnia Loutro jest głośne i wypełnione do ostatniego leżaka. Większość turystów płynących na sąsiednią plażę Glyka Nera (gr. Παραλία Γλυκά Νερά) urządza sobie tu przystanek przed, lub po wizycie na plaży.
Samo miasto jest niewielkie i nie może się także pochwalić przesadnie urodziwą plażą – wąski pas kamiennej plaży to wszystko na co możecie tutaj liczyć. Na miejskiej plaży można wypożyczyć leżaki i parasole, jednak ich liczba jest na tyle mała, że po południu trudno znaleźć wolny komplet. Loutro natomiast to znakomity punkt wypadowy do dalszych, pieszych wycieczek. Przed Wami stoją otworem plaże Marmara (gr. Παραλία Μάρμαρα, około godzina marszu), Glyka Nera (ok. 45 minut marszu) a nawet Chora Sfakion (gr. Χώρα Σφακίων, najdłuższa i najtrudniejsza trasa, na którą należy sobie zarezerwować najwięcej czasu). Poza tym w mieście niewiele jest do roboty (oczywiście poza testowaniem kreteńskiego jedzenia w kolejnych tawernach leżących tuż nad brzegiem morza).
Ponieważ Loutro od pozostałej części wyspy oddziela wysoki na ponad 600 metrów klif, to do dziś nie powstała tu żadna droga, umożliwiająca turystom dojazd samochodowy.
Do Loutro można dopłynąć łodzią (ceny rejsów zaczynają się już od kilkunastu euro, w zależności od przewoźnika). Promy odpływają najczęściej z Chory Sfakion, Agia Roumeli (gr. Αγία Ρουμέλη), Sougii (gr. Σούγια) i Paleochory (gr. Παλαιόχωρα). Jeżeli wybieracie się tutaj tylko z jednodniową wizytą, to warto wypłynąć jak najwcześniejszym promem aby w Loutro spędzić nieco więcej czasu.
Wysportowani mogą dotrzeć do Loutro pieszo, podążając europejskim szlakiem turystycznym E4.
Loutro (naszym zdaniem) jest dziś jednym z najbardziej niejednoznacznych miejsc na Krecie. Z jednej strony to piękne miasteczko w którym z pewnością można się zakochać – białe domy kaskadowo wspinające się w górę, dziesiątki tawerenek z których niemalże można wpaść do morza i wreszcie świadomość, że to jedno z niewielu miejsc gdzie komercja i masowa turystyka wciąż puka, ale dostać się nie może… Jednak drzwi do Loutro nieco się dla niej uchyliły. Wiele lat temu przypływał tu jeden – dwa statki dziennie. Dziś to już kilka statków, a w najwyższym sezonie nawet kilkanaście łodzi dziennie. I to właśnie sprawia, że na ową ciszę o której wszyscy mówią trzeba poczekać, i poszukać jej nieco dalej od linii brzegowej. Zagłębcie się w plątaninę małych uliczek, a z łatwością ją znajdziecie!